HH - pierwsze kontakty i opinie krytyczne

… Póki co reb przegrał z twinsetem pod każdym względem  i  jestem absolutnie pewna, że gdyby nie pewne uwarunkowania … to nigdy bym nawet nie spojrzała na to coś. Potwierdziły się obawy, że  decydując  się na CC zafundowałam sobie powrót do początków, i nie mówię tu teraz o umiejętnościach potrzebnych do bezpiecznego nurkowania (tego uczę się chętnie), ale mam na myśli właśnie cechy sprzętu, które takie nurkowania i umiejętności miałby mi zapewnić.

Zanim poczułam się komfortowo w ciężkim sprzęcie i,  w zasadzie, we wszystkim co do niego jest potrzebne, kosztowało mnie to trochę nerwów, porażek, obserwacji, ćwiczeń, znajdowania/podpatrywania rozwiązań, zmian sprzętu.  Trwało to całkiem długo. Z czasem wymieniłam skafander na dopasowany, bo właśnie pojawiła się opcja szytego na miarę skafandra Santi. Nie od razu było wszystko ok, drugi z kolei zamówiony u nich produkt jest  całkiem dobry. Jednocześnie zmieniałam cały system do suchych rękawic włącznie, miałam wcześniej checkupy na Equesie. Połączenie zbyt szerokiego skafandra ze zbyt długimi rękawami i obszernymi ramionami  plus za szerokie, tj. o zbyt dużej średnicy  i wydłużające sporo rękaw, pierścienie, a do tego jeszcze niedopasowane rękawice, rozmiar S, ale jak na „chłopa”, potrafiły uprzykrzyć życie. Dodam jeszcze, że check-up system był sprzedawany z rękawicami innymi niż „showa”, tj. takimi, które były miękkie, gumiaste, nie gładkie, z fakturą na powierzchni, która utrudniała/blokowała obracanie się szpulki w palcach podczas wystrzelenia bojki. Ale przesłanie było niezmienne, trzeba zdobyć praktykę i ćwiczyć, a wszystko się ułoży, to nie sprzęt przeszkadza nurkowi, to nurek musi nauczyć się go używać … W  końcu wypukłe wzorki na palcach mi się wytarły, a szpulka i tak się haczyła. Czasami trzeba wyważać drzwi, które może już są otwarte… Jeszcze przed Potatos, zawsze nurkowałam z moim mężem i  naszymi kolegami, którzy nie mieli takich problemów, bo sprzęt był i nadal niestety jest w zdecydowanej części produkowany dla  facetów… W którymś momencie dotarło do mnie, że moje problemy mogą być rozwiązane … dokonałam zmian, było znacznie lepiej.   Ale to tylko wierzchołek góry lodowej …  Później dopasowywanie sprzętu, zmiana twinseta na większy,  zmiana płyty,  balastu, sprawdzanie pozycji pod wodą, regulacja uprzęży, znów  sięganie do zaworów, macanie  d-ringów,  poprawki … Te poprawki są konieczne przy każdej zmianie, która zaburza harmonię …

Na początku marca zabraliśmy reby i pojechaliśmy na nura w jeziorze Lubikowskim. Okazało się, że nie ma już lodu, wizura ok. 4 m, więc warunki sprzyjały  inicjacjom. Byliśmy płytko, na platformie, żeby oswoić nowy sprzęt. Dodam, że, Krzysztof miał już jednego nura w tym jeziorze na koncie. W zeszłym tygodniu był tu z Michałem i Pawłem z Trimix Diving Team, rebreatherowcami z większym doświadczeniem J, ja niestety nie mogłam tam być .  Na naszym, tj. moim i Krzysztofa,  wspomnianym  wspólnym nurkowaniu chodziło mi, aby nauczyć się pewnych reakcji, uświadomić sobie, jeszcze raz, pod wodą jakie mam opcje i  możliwości w tym sprzęcie, poćwiczyć dotykanie, „duszenie” (guziczków), pływanie, pływalność, odczytywanie wskazań. Sprawdzić trym, bo zmieniłam płytę na alu i dołożyłam 2 kg. na łopatki – póki co nie widzę innej opcji … .  I teraz, kiedy na spokojnie mogłam się wszystkiemu przyjrzeć, ocenić, kiedy nikt nie oczekiwał, że będę robiła określone zadanie, jak np. na kursie, okazało się, że, generalnie, moje nurkowanie polega na walce z tym co do tego nurkowania służy, i bez czego dłuższa egzystencja pod wodą nie jest możliwa … absolutnie zniknął spokój i harmonia, które wypracowałam sobie  na  obiegu otwartym. Ten cały bajzel, który otacza mnie od ramion w dół do mniej więcej pasa, wytrąca mnie z równowagi …   Pozornie spokojna, wciąż kontroluję, czy nie uciekł mi inflator, bo teraz nie ma on swojego miejsca na uprzęży, stabilizującej go gumką … Generalnie uprząż jest, gdzieś tam głęboko … inflator jest spychany przez counterlung, może być do niego przymocowany, ale i tak kicha, bo lata na boku, przez co trudno jest go chwycić lewą ręką, a jak już go dostanę, to trudniej go „spuścić”. Pętla – szczęka mnie tym razem nie bolała, byliśmy krócej, ale zasłania mi widok na handsety, żeby sprawdzić odczyt, muszę jedną ręką, odsunąć pętlę, albo podnieść rękę nad nią i oprzeć ją tak, aby wąż nie zasłaniał mi displaya.  Diva – musiałam ją przesunąć w dół, bo tak samo zasłania mi widok.  Największy „fun” i histeryczny śmiech wywołują u mnie handsety. Żeby oddać rozmiar tej tragedii  porównałabym to do zamiany najnowszej plazmy czyli mojego cudownego MK2 na stary, ruski  telewizor  lampowy, oczywiście czarno-biały  … aż,  łza się kręci w oku …  I do tego jeszcze ten paskudny, toporny, ciężki  VR3  brrrrrrr. Ale to jeszcze nie koniec  - przewody do hansetów, moim zdaniem,  zbyt długie, masakra. A, i jeszcze jeden mocny szczegół – szybkozłączki.  Mamy szybkozłączki „precyzyjne”, oznacza to, że bardzo łatwo je wypiąć, np., kiedy potrzeba szybko wymienić źródło gazu, ale złączki te wypinają się też  przy trąceniu. Przy czym wpiąć ponownie taką złączkę pod ciśnieniem  już nie jest tak łatwo  – super, to mnie naprawdę uradowało … Oczywiście jest sposób na te ”precyzyjne” złączki – nie trącać ich. To mi przypomina sytuację u ortopedy z czasów studenckich, kiedy trenowałam karate i poszłam do lekarza po poradę. Opisując problem mówię do lekarza, że boli mnie noga, kiedy podskakuję, a on na to:  „to niech pani nie podskakuje… ” ! Lub poważniej, jak tu czegoś nie trącać, kiedy to wszystko nie pasuje ! Ale, pewnie, niech się nurek uczy obsługiwać  swój sprzęt, nikt nie mówił, że będzie łatwo … I jeszcze jedna drażliwa kwestia  -  rozmiar nurka. Przy wzroście 166 cm, piszę dokładnie, bo tu każdy centymetr się liczy i ok. 50 kg. wagi (dokładnie nie wiem, nie ważę się), wpisuję się raczej do przedziału standardowych damskich rozmiarów środkowoeuropejskich, więc dlaczego wciąż rozmiary pewnego rodzaju ekwipunku nurkowego  są za wielkie ?

Dobrze, ze chociaż dopasowaną deskę do snowboardu mogę dla siebie kupić … no, ale to już inny sport.

I jeszcze jedno, na nurkowaniu brakowało mi latarki. Nie braliśmy lamp, żeby ograniczyć dodatki do minimum, chociaż nie podobał mi się ten pomysł wcale, i miałam rację. Brak latarki to absolutny brak możliwości komunikacji, zwłaszcza w tak „nieelastycznym” sprzęcie jak rebreather.

Nie wiem czy wszystko udało mi się napisać, są to moje absolutnie własne, prywatne i subiektywne uwagi. W blogu mieliśmy opisywać swoje doświadczenia (na razie tylko ja to robię, Krzysztof nie bierze udziału w tych, cytuję, „bezproduktywnych dyskusjach”  i  generalnie wszystko mu pasuje , cóż nie ma dużych wymagań ), więc przekazuję każdą ważniejszą refleksję, pojawiającą się po nurkowaniu, również tę, na niekorzyść CC oraz to, co mi się nie podoba, szczerze, bez” naciągania”, efektu placebo, itp. bo, jak, powszechnie już wiadomo, ideał to nie jest.  

Ale „pojechałam” po HH …

P.S.

Czuję pewien niedosyt. Kusi mnie, żeby jeszcze w tygodniu pojechać przetestować pewne rozwiązania, które powstały w wyniku powyższych refleksji… z tym, że w niedzielę znów było więcej lodu na jeziorze…

 

Monika